Robisz wszystko, wylewasz siódme poty, a rezultaty wciąż nie widać.
Rozumiem to doskonale.
Kupiłam karnet na siłownię, a i tak nic się nie zmieniało. To prawie jak w dowcipie: po pół roku posiadania karnetu trzeba sprawdzić, co jest nie tak, skoro efektów brak.
To trwało tak długo. W najlepszym przypadku odwiedzałam siłownię raz na kwartał, robiąc tam niewiele i unikając nadmiernego wysiłku. Katastrofa.
Ale to normalne. Jeśli nasze działania nie wynikają z wewnętrznej motywacji, zgodne z naszą energią i stylem, to nie ma siły, żeby osiągnąć pożądane rezultaty, choćbyśmy się nie wiem jak starali. Zaczeaem się więc zastanawiać: po co to robię? Co mi to daje? Jakie mam korzyści, a co tracę?
Tak, tracę!
Być może traciłam tylko czas, robiąc odleżyny na kanapie, i nic więcej, poza kosztem abonamentu, który co miesiąc znikał z mojego konta. A także zdrowie.
Zdrowie. Być może powinnam zacząć od tego, że brak aktywności fizycznej prowadzi do pogorszenia zdrowia. Tak, dokładnie!
Wszyscy to wiemy, ale niewielu z nas robi cokolwiek w tej sprawie. To tak jak moja znajoma, która mając bardzo wysoki poziom złego cholesterolu, brała tabletki, ale nie zmieniała diety. Była zaskoczona, że nie działają. Naprawdę? Naprawdę! Podobnie ja stanełam przed murem, kiedy wreszcie zrozumiałam, że idę w złą stronę.
Mój „kołnierz ratunkowy”, czyli brzuch, utrudniał mi zawiązywanie butów czy zakładanie skarpetek. Wsiadanie na motor stawało się poważnym wyzwaniem. W końcu trafiłam do lekarza. Badania pokazały, że moje wyniki krwi są zaskakująco dobre, ale… to nie wystarczało. Potrzebowałam budować zdrowie, nie niszczyć.
30 minut dziennie, codziennie.
To takie proste, a zarazem takie skuteczne.
Wróciłam na siłownię, zaczełam chodzić na bieżni w domu, ćwiczyć podczas oglądania telewizji czy gotowania. Nagle odkryłam, że najważniejsza jestem ja. Ja! Nie maź, dzieci, pies czy kot. JA!
Nie sąsiedzi, choć są świetni.
JA!
Postawić siebie na pierwszym miejscu – jak to trudne!
Po raz pierwszy od 51 lat postawiłam na siebie!
Ach, jakie to cudowne uczucie!
Po raz pierwszy od 18 lat poleciałam samolotem, wybrałam się na szkolenie z Analizy Transakcyjnej, żeby być lepszym coachem. Kupiłam psa, o którym od dawna marzyłam, i choć ręce wyglądają teraz jak po zbiorze agrestu, to jestem zachwycona.
Przygotowuję się do organizacji warsztatów dla kobiet polsko- i niderlandzkojęzycznych, razem z cudowną kobietą, która wspiera inne kobiety. Udzieliłam wywiadu w magazynie „Succes Woman”. Na moim Instagramie znajdziesz więcej informacji.
Ale czy są efekty?
O, tak!
W ostatni weekend wsiadłem na motor – bez problemów. Nie bolały mnie nogi czy biodra!
Zawiązuję buty i zakładam skarpetki bez trudu!
Jestem niezwykle zadowolona.
Stawianie na siebie jest niezwykle ważne!
Postaw na siebie, nie bój się – wbrew pozorom, to nie boli.
A jeśli potrzebujesz wsparcia, umów się ze mną na krótką rozmowę. Jeśli uznamy , ze istnieje taka potrzeba umówimy sie na współpracę
Pozdrawiam,
Monika