Po raz pierwszy usłyszałam o rozwoju osobistym podczas pandemii. Miałam wrażenie, że wszyscy nagle się rozwijają, jakby wcześniej byli zawinięci w szpulę, a teraz nagle bum – rozwijają się. Co mi pozostało? Przyjrzałam się temu rozwojowi i postanowiłam iść za nim. Przecież nie chciałam być gorsza.
Czytałam dużo, bo to lubię, słuchałam podcastów. Zmieniłam repertuar, ale podczas tego wszystkiego pytałam ludzi, którzy byli wg mnie na wysokim szczeblu rozwoju, jak idzie mi w tym kierunku?
Czy to dobry kierunek?
Czy oni są z tego zadowoleni? (A co im do tego? Teraz już wiem).
Co usłyszałam?
„Mędrcy” (często jedynie samozwańczy) oceniali, że nie, że zbyt wcześnie, a może coś innego. Sprzedawali mi kursy, a ja je łykałam jak bocian żabę, często nie sprawdzając, czy mają wartość. Przecież trzeba się rozwijać. To jak wyprawa krzyżowa, nie żartuję.
Nagle czas się zatrzymał. Zacząłem słuchać mojej intuicji, która coraz częściej krzyczała, że „król jest nagi!” – a przecież to wiem lub znam się o wiele lepiej.
Gdy przyszłam z tym „odkryciem” do mojego męża, patrzył na mnie zdziwiony i komentował: „Przecież zawsze mówię ci, że nie ma drugiej tak mądrej jak ty.”
Tylko moje JA nie wiedziało tego wtedy. Ale nadeszła pora.
Moje JA stało i wołało:
„Hallo! Jestem tutaj, potrzebuję wsparcia! Przytul mnie! Zauważ mnie!”
Wreszcie poddało się i padło.
Wtedy zauważyłam je.
Leżące na kanapie przez trzy tygodnie, spać, spać, spać. To nie była depresja, to było makabryczne zmęczenie. Już nie pomagały kąpiele w wannie z pianą i świeczkami ani relaksacyjna muzyka. Lub nawet dłuższe sny. Tym razem „odespanie” zajęło mi tygodnie.
Wtedy zauważyłam moje JA, skulone w kącie, bez sił, szare, z podkrążonymi oczami. Zapytałam: „Czego Ci potrzeba, moje JA?” Odpowiedziało: „Postaw mnie na piedestale! Zauważ mnie! Tego potrzebuję!”
Moje JA stoi na piedestale! Na początku pojawiało się tam na chwilę, teraz stoi od kilku tygodni. Przytulam je, rozmawiam z nim, pytam o potrzeby.
Moje JA staje się coraz silniejsze.
Nie dokonałabym tego w pojedynkę. Potrzebowałam wsparcia, a je mam. Ale ogromną pracę wykonuje JA.
Żałuję tylko, że tak bardzo zaniedbałam je, że MUSIAŁAM odpocząć, a nie odpoczywałam, bo CHCIAŁAM.
Ten stan dotyka najczęściej nas, kobiety. Panowie, was też dopada, ale tym razem stanowicie mniejszość. Statystyczną. Wpajane nam jest, że my, matki, opiekunki, strażniczki, musimy trwać, choćbyśmy padały, wodząc na co, musimy trwać. Nie pójdę spać, dopóki nie zrobię tego i tego itd
Później nagle lądujemy w szpitalu bo nie mamy czasu na badania, nie mamy czasu na hobby, na śmiech, na pacer, na nic.
Pokochajmy swoje JA. unikniemy tragedii. Będziemy pływać w miejscu , i nigdy nawet do dobrze widocznego brzegu, nie uda sie nam dopłynąć.